Około południa na naszą skrzynkę mailową otrzymaliśmy niecodzienną wiadomość. Mieszkaniec Włocławka informował, że został napadnięty i okradziony. Co prawda takie rzeczy niestety zdarzają się w naszym mieście, jednak w tym przypadku napastnikami mieli być policjanci.
"W związku, że zostałem wczoraj napadnięty i okradziony z telefonu komórkowego przez funkcjonariusza policji o nazwisku (tutaj pada nazwisko) proszę o zabezpieczenie zapisu z kamer na skrzyżowaniu ulic Okrężna/Kraszewskiego we Włocławku z dnia wczorajszego tj. 16.01.2024 roku. (godz. 15:00-17:00) [wiadomość została dostarczona także do służb, przyp. red.]. Wszystko było pod monitoringiem, są to dowody obciążające napaść policjantów na moją osobę. Wiem, że materiały są archiwizowane przez krótki okres. Proszę, żeby to nie zginęło. Wszystko w dniu wczorajszym zostało przeze mnie zgłoszone na Komendę Miejską Policji we Włocławku. Dzisiaj jadę dokonać obdukcji i dalszych czynności procesowych."- napisał mężczyzna
Skontaktowaliśmy się z poszkodowanym, poprzez jego koleżankę (swój telefon stracił). Tak relacjonuje zdarzenie.
"Jestem w trakcie rozwodu z żoną, obecnie mogę widywać dziecko tylko 20 godzin miesięcznie. Byłem pod przedszkolem, żeby zobaczyć dziecko. Kawałek ich [dziecko i żonę przyp. red.] odprowadzałem i rozmawiałem z żoną. Żona powiedziała, żebym ich nie nękał i zadzwoniła po policję. Przyjechała policja, wylegitymowała mnie i żonę. Żona dziwnie się zachowywała, miałem podejrzenie, że może być pod wpływem jakichś leków, środków psychoaktywnych. Mówię tym policjantom, że boję się o dziecko i żeby żonę sprawdzili. Policjant powiedział, że zna swoje prawa i obowiązki, mam mu nie mówić co on ma robić. Ja to wszystko nagrywałem telefonem. Powiedziałem mu, że jeśli coś się stanie mojemu dziecku to będzie pierwszy na sprawie. Powiedzieli żonie, że może odejść. W tym momencie zostałem uderzony przez jednego policjanta, drugi mnie zagazował, rzucili mnie na ziemię. W sumie było ich trzech. Wtedy wypadł mi telefon i zostałem skuty kajdankami i wrzucony do radiowozu. Wykręcali mi rękę, nogę, żebym podał im PIN do telefonu, bo chcieli skasować to nagranie. Dodatkowo usłyszałem masę wyzwisk. Dwa razy mnie zagazowali, nie mogłem oddychać i poprosiłem, żeby zadzwonili po karetkę. (...) Myślę, że wszystko trwało około godzinę. W końcu mnie wypuścili, powiedziałem "proszę oddać mi telefon". On powiedział, że nie ma tego telefonu, bo oddał mojej żonie. Ale ja w to nie wierzę, bo widziałem ten telefon w radiowozie. Oni często wychodzili, naradzali się, dzwonili gdzieś. Jak mnie w końcu wypuścili zaczepiłem kobietę, która tamtędy szła i poprosiłem, żeby pozwoliła mi zadzwonić. Zadzwoniłem do żony i zapytałem, czy policja oddała jej mój telefon. Powiedziała, że nie. Ledwo dotarłem do mojego samochodu na ulicę Chmielną, byłem zagazowany, więc nie mogłem prowadzić, poszedłem do mamy, bo było najbliżej, wyjąłem soczewki i udałem się na Komendę Miejską Policji. (...) To miało miejsce na skrzyżowaniu Kraszewskiego – Okrężna, 50 metrów od Dino. Tam są kamery należące do MZIDiT, ale mogą nagrania zabezpieczyć tylko na wniosek policji. Ja tam byłem napisałem pismo, aby w trybie pilnym nagrania zostały zabezpieczone, żeby nie zginęły. (...) No po prostu policjant na służbie ukradł mi telefon, to jest jak w filmie. (...) Według mnie cała ta agresja, to dlatego, że ich nagrywałem i powiedziałem, że jak coś się stanie mojemu dziecku to spotkamy się w sądzie. Ja tej sprawy nie popuszczę, bo to zwykła bandyterka w biały dzień. Siedziałem w radiowozie, rzucili mnie na podłogę "twoje miejsce jest na podłodze, bo jesteś jak szmata", takie . Jak prosiłem po tym zagazowaniu, żeby otworzyli mi drzwi, bo nie mogłem oddychać to mówili, no to zdechniesz tutaj. Normalnie rynsztok. Jak zacząłem pluć tą mazią, to mówili będziesz mył ten samochód."
Na miejscu zjawiło się pogotowie. Jakie czynności podjęli ratownicy?
"Przemyli mi oczy, sprawdzili cukier, bo z tego wszystkiego dostałem drgawek. Chciałem, żeby mnie do szpitala zabrali, bo chciałem jak najszybciej uciec z tego radiowozu, bo bałem się o swoje życie. Ratownik stwierdził, że mogą mnie odwieźć do domu. Powiedziałem, że przecież nie są taryfą. (...) Pojechałem później na Komendę, zgłosiłem dwóch policjantów z nazwiska, bo widziałem plakietkę, wyjaśniłem jak to wyglądało. Na 17:00 jadę teraz na Michelin na obdukcję, bo zbieram materiały. (...) Na koniec policjanci mnie rozkuli. Powiedziałem temu policjantowi, że jest złodziejem i jeszcze będzie mnie przepraszał w sądzie. Poinformowałem, że pójdę z tym na Komendę. Jak może pobić kogoś i jeszcze ukraść mu telefon?"
O komentarz do sprawy zwróciliśmy się do Komendy Miejskiej Policji we Włocławku. Oficer prasowy poinformował, że materiały zostały przekazane do Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy, ponieważ funkcjonariusze, którzy mieli się dopuścić tego czynu są z Ogniwa Prewencji.
"Mogę potwierdzić, że otrzymaliśmy materiały z Włocławka i w tej sprawie prowadzimy czynności wyjaśniające w związku z zarzutami, które ten Pan kieruje wobec funkcjonariuszy. (...) Chodzi o Oddział Prewencji z Bydgoszczy stacjonujący na terenie Włocławka." - powiedziała mł. insp. Monika Chlebicz, oficer prasowy KWP w Bydgoszczy
Napisz komentarz
Komentarze