Wracamy do tematu dyrektor Szkoły Podstawowej w Brześciu Kujawskim. We włocławskiej prokuraturze trwa nadal postępowanie w sprawie przekroczenia uprawnień przez dyrektor tej szkoły. Pisaliśmy na ten temat TUTAJ.
Do sprawy wracamy ze względu na to, że skontaktowali się z naszą redakcją nauczyciele ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Brześciu Kujawskim. Dziś nie boją się wystąpić i opowiedzieć co działo się w szkole, ponieważ dwoje z nich znajduje się na wcześniejszej emeryturze, a trzecia nauczycielka jest byłym pracownikiem szkoły. Zdecydowali się na ujawnienie swoich nazwisk, jak zapewniają prawda nie obroni się sama. Na to co mówią mają świadków i odpowiednie dokumenty. Ze szkołą byli związani przez szereg lat. Podjęli decyzję o udaniu się na wcześniejszą emeryturę ze względu na działania dyrektor placówki.
Pani Anna Jandy-Wojnowska uczyła w Szkole Podstawowej nr 1 w Brześciu Kujawskim języka angielskiego. Była pasjonatką tego co robiła, uwielbiała uczyć dzieci. Organizowała wycieczki zagraniczne głównie do Londynu ze względu na nauczany przedmiot. Wyjazdy cieszyły się dużą popularnością i zarówno rodzice jak i dzieci byli bardzo z nich zadowoleni. Bywało tak, że po dopiero co zakończonej wycieczce już prosili o zapisanie ich na listę, na kolejny wyjazd. Przygotowanie każdej wycieczki ze wszystkimi pozwoleniami zabierało nauczycielce około pół roku. Przed planowaniem następnej takiej wycieczki, w kolejnym roku szkolnym na radzie pedagogicznej usłyszała od dyrekcji, że kuratorium zabroniło organizacji wycieczek zagranicznych.
"Nasze dzieci z Brześcia jeździły do Paryża, do Londynu, aż pewnego dnia na radzie pedagogicznej pani dyrektor oznajmiła, że jest decyzja kuratorium, że na razie koniec wycieczek zagranicznych. Zadzwoniłam do innych nauczycielek, które organizowały takie wycieczki w innych szkołach z pytaniem czy wiedzą dlaczego kuratorium podjęło taką decyzję, ale zdziwione stwierdziły, że nic nie wiedzą. W końcu zadzwoniłam do kuratorium i zapytałam czy wyszło takie zarządzenie. Okazało się, że nie. Poszłam więc do gabinetu dyrektor i mówię "Proszę mi powiedzieć dlaczego dostałam zakaz organizowania wycieczek." Pani dyrektor znów powtórzyła to co na radzie, więc mówię, że to nie prawda, że pytałam w kuratorium, pani dyrektor stwierdziła więc, że "powie mi prawdę". Miał rzekomo zadzwonić rodzic, który stwierdził, że dorabiam się na tych wycieczkach. Mówię więc, który to rodzic, proszę mi powiedzieć, mam wszystkie faktury z każdej wycieczki, rozliczenia, opłaty, wszystko przedstawię, na co usłyszałam, że nie dowiem się kto, bo "będę wyżywać się na dziecku". Powiedziałam, że to nieprawda i że pani dyrektor przecież ma wszystkie dokumenty, niech sama przejrzy i znajdzie jakiekolwiek nieprawidłowości... Gdy podczas wycieczki udawało się zaoszczędzić kilka funtów na biletach, lub w inny sposób, jeszcze podczas wycieczki robiłam zwrot pieniędzy dzieciom, żeby coś mogły sobie jeszcze kupić, jakąś pamiątkę. Nigdy nie dostałam żadnej prośby ustnej ani pisemnej do uzupełnienia dokumentów, nie zgłosił się do mnie żaden rodzic...wycieczki się skończyły."
Tajemniczy rodzic, który nigdy nie został przedstawiony nauczycielom miał również zadzwonić do pana Longina, nauczyciela informatyki i techniki, a także ówczesnego szefa Związku Nauczycielstwa Polskiego na Gminę Brześć Kujawski. Pan Longin uczył w szkole przez 40 lat. Wielokrotnie był obiektem uszczypliwości ze strony dyrektor.:
"Byłem wciąż tępiony i wciąż wzywany do gabinetu. Pani dyrektor wiedziała, że do mnie jako do szefa związku zawodowego zgłaszali się szykanowani pracownicy z różnymi sygnałami o postępowaniu dyrektor. W moim przypadku rodzic miał stwierdzić, że "podglądam dziewczynki ćwiczące na w-f".
Szef związków w świetle tak poważnego i oburzającego zarzutu zażądał wyjaśnień i spotkania z rodzicami. Podobnie jak w przypadku pani Anny, usłyszał:
"....że to niemożliwe, bo będę się "wyżywał" na dziecku. Pomówienie zostało, a sprawa nigdy nie została wyjaśniona... Pani dyrektor często zasłaniała się dobrem szkoły i dobrem dzieci, ale kiedy ktoś wnosił coś w rozwój i promowanie szkoły, pojawiały się problemy. Pamiętam jak filmowałem (z racji tego że zajmuje się video-filmowaniem) nasze akademie szkolne i wrzucałem na stronę promując w ten sposób szkołę. Dawniej to była frajda dla dzieci, rodziców. Pewnego dnia dostałem zakaz, bez uzasadnienia. Nagrywanie się skończyło. Niejednokrotnie widziałem osoby wychodzące z płaczem lub roztrzęsione z gabinetu dyrektor. Gdy pewnego razu, chciałem wraz z jedną z osób skarżących się na zachowanie dyrektor (pracownicy administracji) spotkać się z burmistrzem i przedstawić sprawę, osoba ta wycofała się na drugi dzień, stwierdziła że się boi, że to jeszcze pogorszy sytuację. Docierają do mnie sygnały, że nadal tak się dzieje, jednak każdy chce pracować, kto zezna przeciw pracodawcy? My jesteśmy spoza Brześcia Kujawskiego i już nie pracujemy w tej szkole. Możemy mówić jak było. "- twierdzi Pan Longin Kaniewski
Pani Mirosława Bordoszewska, nauczycielka biologii, a później przyrody wspomina inną sytuację, której była świadkiem. Pod koniec roku szkolnego, na ostatniej radzie pedagogicznej dyrektor składała wszystkim nauczycielom życzenia udanych wakacji, wypoczynku...w gronie wszystkich zgromadzonych nauczycieli powiedziała, że składa te życzenia wszystkim, wszystkim oprócz Pani Ani. Tej samej, której wcześniej zabroniła organizowania wycieczek zagranicznych. Pani Mirosława, do dziś pamięta te słowa. Podczas swojej pracy, podobnie jak pani Anna, pani Mirosława się angażowała. Efektem tego były osiągnięcia dzieci na olimpiadach przedmiotowych. W ostatnim roku pracy, gdy przychodziło do podziękowań i gratulacji, pani Mirosława była pomijana, choć sama na to macha dziś ręką, w oczach środowiska nauczycielskiego był to jasny przekaz od dyrekcji w stronę nauczycielki. Dlaczego zdecydowała się zrezygnować z pracy i odejść na wcześniejszą emeryturę? Piętnowanie ze strony dyrektor wobec nauczycielki nasilało się. Podczas zebrania z rodzicami dyrektor zarządziła głosowanie, na którym rodzice mieli zdecydować czy Pani Mirosława ma dalej uczyć w klasie w której odbyło się zebranie. Większość rodziców zagłosowała za pozostawieniem nauczycielki. Takie głosowanie jednak jest to wbrew przepisom. Głosowanie zostało przeprowadzone bez kontaktu z nauczycielem, którego dotyczył wniosek. Doszło do naruszenia przepisów Ustawy z dn. 26 stycznia 1982 karty Nauczyciela oraz Ustawy z dn. 7 września 1991 o systemie oświaty.
W Brześciu Kujawskim każdy nauczyciel odchodzący na emeryturę uzyskuje nagrodę pieniężną od burmistrza. Jednak zgłoszenia do ratusza musi dokonać dyrekcja. Kolega pani Mirosławy twierdzi, że dyrektorka celowo nie zgłosiła nauczycielki do nagrody, podobnie chciała postąpić w jego przypadku. Dlatego też on sam zawalczył i wziął sprawy w swoje ręce, łącznie z rozmową z burmistrzem. Pani Mirosława odpuściła. Nagrody nie dostała. Gdy zapytał dyrektorkę dlaczego nie zgłosiła go do nagrody miał usłyszeć m.in: "Bo byłeś dla mnie niegrzeczny". To wszystko jednak w świetle historii pani Anny wydaje się być złośliwością, bo to nie koniec historii nauczycielki angielskiego, która straciła wskutek przebytego stresu zdrowie...
"Przypłaciłam to bielactwem i depresją. Nie było tygodnia żebym za coś nie była besztana. Prowadziłam kółko zainteresowań z języka angielskiego dla dzieci które uczyłam. Najpierw się okazało, że terminy prowadzenia kółek muszą sobie wybrać poloniści, matematycy itd. Mi został piątek na 7 lekcji. Pani dyrektor stwierdziła wówczas:>kto pani przyjdzie na 7 lekcji i to w piątek na kółko< Dzieci jednak lgnęły na kółko, były takie które po 5 lekcji szły do świetlicy i czekały. Gdy któregoś razu dyrektorka przyszła i zobaczyła, że dzieci jest więcej niż ławek, kazała mi zredukować liczbę dzieci ze względu na bhp. "- wspomina ze smutkiem Anna Jandy- Wojnowska
Pani dyrektor wciąż nie odpowiadało niemalże wszystko w pracy pani Anny. Nie jesteśmy w stanie opisać wszystkich sytuacji o których opowiadali nauczyciele, bowiem było ich tak wiele, a nasza rozmowa trwała łącznie 3,5 godziny. Pani Anna wspomina, że często gdy wracała z pracy autem płakała, ciągły stres wywierany na anglistce w końcu musiał wywrzeć negatywny wpływ na jej zdrowie. Pewnego dnia obudziła się z białymi plamkami na dłoniach.
"Gdy mnie zobaczył lekarz stwierdził bielactwo. Zapytał kto w rodzinie choruje. Powiedziałam, że nikt. Skoro choroba nie jest dziedziczna to nabyta. Zapytał o to czy przyszłam w ostatnim czasie jakieś traumatyczne przeżycie. Coś wstrząsnęło Pani organizmem, mówił, to jest choroba autoimmunologiczna. Stwierdziłam, że ostatnie 2 lata, przeżywam ogromny stres. Lekarz od razu stwierdził po tym jak pokrótce opowiedziałam mu o mojej sytuacji, że nie ma co szukać innych przyczyn. Módlmy się, żeby inne narządy nie zareagowały podobnie. Do tego doszła przewlekła choroba zatok i problemy laryngologiczne. Gdy byłam już wrakiem człowieka, złożyłam wniosek o urlop zdrowotny. Otrzymałam decyzję lekarza o udzieleniu urlopu."- wspomina pani Ania i przerywa. Nerwy wciąż towarzyszą jej gdy wraca do tamtych dni
Jak twierdzi nadal nie jest do końca zdrowa i przedstawia dokumenty, zarówno te kierujące na urlop jak i wiele innych. Czytamy orzeczenie lekarskie, kierujące na podstawie Karty Nauczyciela Annę Jandy-Wojnowską na urlop dla poratowania zdrowia na cały rok szkolny. Pani dyrektor, odwołała się od tego urlopu...
"W Medycynie Pracy jedni drugim przekazywali to odwołanie do ręki i pytali czy to na pewno pisał dyrektor. Jedna lekarka wołała drugą żeby pokazać kuriozalne pismo podważające decyzje lekarza. Nawet sobie kserowali na pamiątkę" - wspomina pani Anna
W uzasadnieniu odwołania czytamy:
"Kierując szkołą mam okazję i obowiązek obserwować samopoczucie, stan zdrowia i zachowanie personelu pedagogicznego w procesie wychowania. Nie stwierdzam objawów wskazujących na konieczność ratowania zdrowia nauczycielki pani Anny Jandy- Wojnowskiej, stąd moje odwołanie jest jak najbardziej uzasadnione. Proszę o ponowne badanie lekarskie"- na dokumencie jest podpis i pieczęć dyrektor SP nr 1
W końcu ustalono, że Pani Anna musi stanąć przed komisją Medycyny Pracy. Choroba nabrała rozbiegu. Z małych białych plamek na dłoniach choroba przerodziła się w rozległe plamy na dłoniach, twarzy i kończynach. Pani Anna twierdzi, że ta choroba się nie cofa. W Medycynie Pracy komisja wydała stosowne orzeczenie, pozwalające udać się na urlop zdrowotny.
Po powrocie do szkoły we wrześniu dyrektor stwierdziła, że Pani Anna ma teraz wykorzystać przysługujący jej urlop wypoczynkowy w wymiarze około 6 tygodni, nadmieńmy że wcześniej dyrektor odwoływała się od urlopu zdrowotnego. Do zajęć pani Anna nie mogła wrócić 1 września. W tym czasie stan zdrowia nauczycielki pogorszył się musiała udać się na operacje, którą trzeba było przeprowadzić jak najszybciej. Po operacji lekarz wydał zwolnienie na okres 1 miesiąca, później kolejnych miesięcy:
"W trakcie zwolnienia lekarskiego wzywano mnie do szkoły, że mam się pojawić natychmiast. Otrzymywałam pisma ze szkoły. Zdecydowałam się udać do lekarza psychiatry, stres wciąż się utrzymywał, lekarz zdiagnozował depresje i wydał L4 na okres miesiąca a potem kolejnych miesięcy. W tym czasie aż trzy razy byłam kontrolowana przez ZUS (!). Dostałam też pismo ze szkoły, że mam się stawić natychmiast w celu wyjaśnień ze względu na rzekomy donos o złamaniu przez mnie prawa. Oczywistym jest, że nie wolno mi w trakcie przebywania na L4 jeździć do miejsca pracy. Odpisałam że przebywam na L4, wiec znów dostałam pismo, że skoro mogę chodzić to moim obowiązkiem jest stawienie się w szkole..."- dodaje Pani Anna i pokazuje treść korespondencji.
Pani Anna w końcu zasięgnęła opinii prawnika, który stwierdził, że dyrektorowi nie wolno wpuścić na teren placówki nauczyciela będącego na L4. Czy sytuacja potoczyłaby się w ten sposób, że dyrekcja powiadomiłaby odpowiednie organy o tym, że Pani Anna w czasie przebywania na L4 na terenie szkoły? Nie wiemy. Pani Anna nie pojechała.
"Zdecydowałam się, za radą innych udać do kuratorium i zgłosić nękanie. Nie było tygodnia żeby coś się nie działo. Dyrektor delegatury zadzwoniła przy mnie do szkoły. Tego typu historie się po tym telefonie zakończyły"
Po 16 latach pracy, Pani Anna pocztą otrzymała wypowiedzenie. Nie zdecydowała się na wniesienie sprawy do sądu pracy, jej zdrowie było w ruinie.
"Nie ma takich pieniędzy, które ktoś mi by mógł zapłacić, żebym wróciła do tej szkoły. Mogę żyć o chlebie i wodzie, w biedzie, ale nigdy już tam nie wrócę"
Całą pasję i miłość do zawodu bezpowrotnie w Pani Annie zabito. Obecnie nie pracuje, wciąż ma kłopoty ze zdrowiem.
"Takich jak ja jest tam jeszcze kilka. Są zastraszeni"
Pan Longin Kaniewski na koniec wraca jeszcze do chwili, gdy po trudnym rozwodzie, dyrektor podczas tak zwanego "dywanika" w gabinecie, w świetle braku argumentów stwierdziła na koniec rozmowy że : "Cieszy się że zostawiła go żona, bo bardzo dobrze zrobiła".
W świetle wszystkich faktów jakie przedstawili byli nauczyciele oraz sprawy w prokuraturze pytamy w Urzędzie Miasta Brześć Kujawski co z Panią dyrektor. Porozmawiać z nami zdecydował się zastępca burmistrza Damian Chełminiak.
"Sytuacja p. dyrektor na razie się nie zmieniła bo nadal jest w prokuraturze. Dalej jest toczone postępowanie więc my żadnych działań nie możemy podjąć.
- Dlaczego w takim razie do wyniku postępowania, ratusz nie zawiesił dyrektor?
Była rozmowa miedzy burmistrzem i panią dyrektor i były dwa wyjścia. Zawiesić kogoś kto być może jest niewinny bądź czekać na udowodnienie winy. Zdecydowaliśmy, że wolimy na spokojnie poczekać. W tej sytuacji która jest obecnie, nie ma to za dużego wpływu na funkcjonowanie szkoły. Czekamy na zakończenie postępowania. Jego wynik da nam sygnał w która stronę iść. Jeżeli okaże się, że jest winna będziemy mieli podstawy do zawieszenia czy zdjęcia ze stanowiska."- poinformował w rozmowie telefonicznej zastępca burmistrza
Dziś w godzinach porannych skontaktowaliśmy się z dyrektor Danutą Kuczyńską by odpowiedziała na zarzuty stawiane przez nauczycieli.
Czy stosuje i stosowała Pani mobbing wobec pracowników?
"W życiu, to, że ja wymagałam żeby dzieci były na pierwszym miejscu... Jeżeli dziecku działa się krzywda, to ja miałam nie ingerować?"
Nie wiem o jakiej sytuacji Pani mówi, pytanie brzmi czy stosowała Pani mobbing wobec nauczycieli, czy była taka sytuacja w której stosowała Pani uporczywe nękanie? Czy wyjątkowo często wzywała Pani niektóre osoby na tzw. "dywanik"?
"W życiu. Nigdy, nikogo nie nękałam starałam się pomóc, zawsze była rozmowa.(...) Nigdy bezpodstawnie nie prosiłam nikogo do gabinetu i nie nękałam"
Czy prawdą jest, że nie zgłosiła Pani w terminie Pani Bordoszewskiej do nagrody z tytułu przejścia na wcześniejszą emeryturę? Było to obowiązkiem dyrektora:
"Pan Kaniewski po raz pierwszy otrzymał nagrodę, to był pierwszy rocznik. Wówczas burmistrzem był Pan Małas i on zdecydował, że Ci którzy odchodzą na emeryturę otrzymują nagrody. To burmistrz decydował, nie dyrektor. "
Ale, czy dokonała Pani jako dyrektor stosownego zgłoszenia?
"Nie było takiej możliwości, bo poinformowano mnie, że w październiku, nie będą już nauczycielami nie będą mieć konta, a gdy Pan Kaniewski odchodził burmistrz zdecydował, że te nagrody będą wcześniej. W wakacje. "
Czyli Pani Bordoszewska odchodziła przed Panem Longinem?
"Tak, wcześniej takich praktyk nie było. Nie było takiego rozporządzenia."
Czy zabroniła Pani na jednej z rad pedagogicznych organizacji wycieczek zagranicznych Pani Annie Jandy?
"Tak. Zadzwonił pan z kuratorium, który twierdził, że wpłynęła skarga, że Pani Anna załatwia swoje prywatne sprawy na takich wycieczkach. Wówczas zdecydowałam, że trzeba wyjaśnić sytuację i żeby nie organizować na razie wycieczek. Przypadek taki był niefortunny dla Pani Jandy, że się rozchorowała i mąż zadzwonił, że jest chora. Wówczas usłyszałam ten sam głos. Głos męża Pani Jandy, to ten sam głos co z kuratorium."
Czy powiedziała to Pani, Pani Jandy?
"Tak, powiedziała, że to wyjaśni i na tym się skończyło"
Czy zabroniła Pani filmowania szkolnych uroczystości Panu Kaniewskiemu?
"Prośbą rodziców było, aby było jak najwięcej zdjęć. Natomiast Pan Kaniewski tylko filmował, prosiłam o zdjęcia. Gdy Pan Kaniewski wciąż tylko filmował a nie robił zdjęć, powiedziałam koniec z filmami. Bo potem nie ma tego video na naszej stronie ani nigdzie, żeby rodzice mogli zobaczyć. Chodziło o to, żeby pójść w stronę prośby rodziców"
Czy podczas jednej z rad pedagogicznych tuż przed wakacjami życzyła Pani wszystkim udanych wakacji oprócz Pani Annie Jandy-Wojnowskiej?
"W życiu czegoś takiego nie powiedziałam. Nie było takiej sytuacji. Nigdy nikomu nie ubliżałam na forum"
Czy była sytuacja, w której nakazała Pani zredukowanie ilości dzieci na kółku angielskiego, ponieważ było ich za dużo w sali?
"To ja bym poprosiła ją aby zrobiła dwa kółka, dla dwóch grup. Żeby była efektywna praca. Pani Jandy miała fajny kontakt z dzieciakami. To decyzja nauczyciela. To nie moja rola."
Czy odbyło się głosowanie na jednym z zebrań z rodzicami, podczas którego rodzice mieli zdecydować, czy zmienić nauczyciela przyrody, Panią Mirosławę? Zebranie odbyło się bez powiadomienia zainteresowanej, co jest niezgodne z Kartą Nauczyciela. Czy przypomina sobie Pani taką sytuację?
"Tak. Rodzice wystąpili, że Pani jest niesprawiedliwa. Nie było takiego głosowania. Była rozmowa. Pani Bordoszewska wówczas bardzo się obraziła i wówczas odeszła na emeryturę nie czekając na informację o tym jaka jest decyzja"
Czy wystosowała Pani Pismo do Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy z prośbą o ponowne przebadanie Pani Jandy, w związku z przedłożonym zwolnieniem lekarskim, uzasadniając je własną obserwacją chorej?
"Nie, w życiu! A jakim prawem ja mogę żądać ponownego przebadania. Absolutnie. Ja tylko wystąpiłam czy można by sprawdzić czy Pani Jandy przebywa na zwolnieniu, ale o ponowne przebadanie, no proszę pani! Absolutnie. Ja tylko do ZUSu wystosowałam takie pismo czy można sprawdzić, bo dostawałam sygnały od rodziców, że Pani Jandy jest widywana w miejscach publicznych. Ja byłam nawet z posłanką Kopaczewską, ona ze mną pojechała. Oni mi powiedzieli, że nie są w stanie sprawdzić i że ja muszę sama. Ja nigdy nie sprawdzałam."
I teoretycznie mamy słowo przeciw słowu, trzech byłych nauczycieli szkoły ze swoją wersją zdarzeń i zupełnie odmienne zdanie dyrektor Danuty Kuczyńskiej. Teoretycznie, ponieważ jak wspominaliśmy wyżej, nauczyciele przynieśli ze sobą stos pism, a wśród nich odnajdujemy pismo, któremu zaprzeczyła dziś dyrektor (do Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy )podstemplowane pieczątką dyrektora SP nr 1 w Brześciu Danuty Kuczyńskiej, z prośbą o ponowne przebadanie Pani Anny Jandy-Wojnowskiej. Niech stanowi ono podsumowanie niniejszego artykułu... (Skan poniżej)
Napisz komentarz
Komentarze