Kinga Godurowska ma 28 lat i pochodzi z Włocławka. Jest absolwentką Zespołu Szkół Chemicznych imienia Marii Skłodowskiej Curie. Jak sama o sobie mówi, jest wesoła i głośna. Zamiłowanie do pisania odkryła w sobie już jako nastolatka, a obecnie zwieńczyła swoją pasję wydając książkę której bohaterką jest postać Alice, kobiety plus size. 27 lipca odbędzie się premiera jej debiutanckiej powieści. Powieść ukaże się nakładem Wydawnictwa kobiecego - Niegrzeczne książki. Poczytajcie, jak rozwijała się pasja włocławianki oraz o czym jest książka pt.:"Słodka rewolucja". Właśnie ruszyła przedsprzedaż na empik.com i taniakasiazka.
Pamiętam czasy, gdy pędziłam do domu ze szkoły i wysyłałam koleżance dziesiątki wiadomości o pomysłach, które wpadły mi do głowy w związku z historią, którą wspólnie tworzyłyśmy. Uwielbiałam to poczucie władzy nad sytuacją i bohaterami, bo to ode mnie zależało, czy doczekają się oni szczęśliwego zakończenia. Myślę, że nie przesadzę, jeżeli powiem, że to właśnie tej koleżance zawdzięczam swój mały sukces. Gdyby nie ona, nie odważyłabym się na dalsze rozwijanie swojej pasji, nie wspominając o fantazjowaniu na temat wydania książki.
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że ja nie znosiłam czytać. Uważałam, że największa kara ludzkości, jaką rodzic mógł wymierzyć dziecku, to czytanie. Należałam do zwolenników filmów i seriali, a przed książkami uciekałam, gdzie pieprz rośnie. Wszystko zmieniło się, gdy zachorowałam i dodatkowo rozpoczęła się pandemia. Miałam wtedy przestój w pisaniu i to naprawdę ogromny, bo aż pięcioletni. Był to też okres, gdy tak naprawdę nikt z moich bliskich, nie wiedział o moim zamiłowaniu do pisania, a ja nie czułam potrzeby o informowaniu ich o tym. Siostra i Mama uwielbiają czytać. Odkąd pamiętam, usiłowały mnie nakłonić, żebym i ja wreszcie się przełamała, ale byłam uparta jak osioł. Wszystko się zmieniło, gdy trafiłam na jedną, zagraniczną serię książek z wątkiem mafijno-romantycznym. Przepadłam bez reszty i wtedy już wiedziałam, że to mój świat i moje kredki. Założyłam profil na Instagramie, gdzie zaczęłam dodawać recenzje na temat książek i jak dziś pamiętam swoją radość, gdy dotarła do mnie pierwsza współpraca z wydawnictwem. Wtedy tak naprawdę się zaczęło... Książki odgrywały ogromną rolę w moim życiu, ale wciąż czułam, że czegoś mi brakuje.
Pewnego dnia stwierdziłam, że może i ja spróbuję coś napisać i dodam to na jedną z platform, na których młodzi autorzy publikują swoje prace. Walka trwała dwa lata, ponieważ wszystko, co zaczynałam, nigdy nie zostało ukończone. Zmieniałam, usuwałam i znów zmieniałam tekst, do tego stopnia, że przestawało mi się podobać to, co stworzyłam. Poddałam się i uznałam, że to nie dla mnie. Jednak pojawiło się podejście numer dwa, a wraz z nim pierwsi czytelnicy, którzy zaczęli wypowiadać się na temat mojej twórczości. Odbiór był bardzo pozytywny, a co za tym szło? Ogromna motywacja do dalszego działania. Pamiętam minę swoich bliskich, gdy wreszcie poinformowałam ich o swojej pasji. Myślę, że tak naprawdę nikt z nich do końca nie wierzył, że jest to coś stałego. Wcale im się nie dziwię, ponieważ przez większość swojego życia, nie potrafiłam zatrzymać się przy czymś na dłużej niż kilka tygodni. Powtarzali mi, że miałam słomiany zapał i chyba mogę się z tym zgodzić.
Pierwszą osobą, od której dostałam wsparcie, była moja babcia. Powiedziałam jej kiedyś, że marzy mi się wydać książkę, a ona kazała mi pisać i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Krótko po naszej rozmowie kolejny raz się poddałam, bo wena przepadła i dalsze pisanie stanęło w miejscu.
Zaczął się kolejny rok i kolejna fala pandemii, która niestety odebrała mi babcię. Laptop kurzył się w kącie pokoju, recenzje stanęły w miejscu, a stos nieprzeczytanych książek piętrzył się z każdym tygodniem. Całe szczęście miałam przy sobie kuzynkę, siostrę, rodziców i przyjaciół, którzy nie pozwolili mi się poddać na dobre. Gdyby nie ich wsparcie i szansa, od wydawnictwa, pewnie by mnie tu nie było. Warto jest pokonywać swój lęk i gonić za marzeniami. Nawet te najbardziej szalone mają szansę się ziścić, gdy tylko bardzo tego chcemy.
Pewnego ranka podczas parzenia kawy pomysł uderzył we mnie z siłą rozpędzonej ciężarówki. Miałam przed oczami wszystko, od wyglądu postaci po ich imiona i nazwiska. Wiedziałam, kim są z zawodu i jaka jest ich historia. Znałam zakończenie tej opowieści, zanim zaczęłam ją pisać. Klawiatura paliła mi się pod palcami, byłam jak w amoku i potrafiłam całe dnie spędzać przed laptopem. Wstawałam, jadłam śniadanie i zamykałam się w świecie Alice i Nathana.
Wiedziałam, że wiele ryzykuję, tworząc opowieść o bohaterce plus size, bo tego typu książek nie ma na rynku wydawniczym. Jedyna znana postać kobieca, którą kojarzy praktycznie każdy to słynna Bridget Jones. Tworząc Słodką rewolucję, wiedziałam, że to nie może być tylko zwykła miłosna opowieść. Chciałam przelać w te postacie i ich historie nieco realności. Dowiadujemy się więc, że główna bohaterka w latach szkolnych była prześladowana przez rówieśników z powodu wyglądu. Wątek body shamingu jest również poruszony w chwili, gdy poznajemy Alice już jako dorosłą kobietę.
Książkę ukończyłam błyskawicznie i regularnie każdy nowy rozdział publikowałam w internecie. Ludzie przeżywali tę historię razem ze mną, co było cudowne. Wsparcie tych czytelników pchnęło mnie do tego, aby posłać tę opowieść do wydawnictw. Były to stresujące miesiące pełne oczekiwań, rozczarowań i jednocześnie nadziei. Słodką Rewolucję wysłałam do trzydziestu wydawnictw z wyjątkiem tego najważniejszego, bo nie wierzyłam, że może mi się udać. Patrzyłam na swój regał i śmiałam się pod nosem, że upadłam na głowę, jeśli marzy mi się wydanie książki wśród wielu popularnych autorek w dodatku we flagowym wydawnictwie. Wtedy po rozmowie z mamą i przyjaciółką uznałam, że raz się żyje i nic nie tracę. Odpowiedź otrzymałam po tygodniu, ale i tak nie robiłam sobie nadziei. Byłam bliska, aby po prostu usunąć wiadomość i nawet jej nie odczytywać, na szczęście w porę się otrząsnęłam! Moją książką zainteresowało się wydawnictwo moich marzeń i zaczęły się one urzeczywistniać.
Wiele osób może się zastanawiać, dlaczego zdecydowałam się na książkę o kobiecie plus size? Ponieważ takie kobiety też zasługują na wyróżnienie, istniejemy — jesteśmy realne i często musimy mierzyć się z wieloma nieprzyjemnościami i to dlaczego? Ponieważ nie mamy idealnej sylwetki. A przecież tak naprawdę każda z nas jest piękna, wrażliwa, odważna i nerwowa, gdy coś nie idzie po naszej myśli. Kilka kilogramów za dużo, nie czyni nas gorszymi i pora, aby ktoś wreszcie to dostrzegł. Jeśli ta książka doda pewności siebie, chociaż jednej kobiecie, która w siebie nie wierzy z powodu kilku kilogramów za dużo, to śmiało będę mogła powiedzieć, że osiągnęłam sukces. Jesteśmy idealne takimi, jakimi się widzimy, gdy patrzymy w lustro i nie możemy o tym zapomnieć.
Tematyka książki to Hate-Love, bo miłość moich bohaterów zaczęła się od szczerej nienawiści i przeszła naprawdę długą drogę, aby stać się tym czystym, prawdziwym uczuciem. Przyznam się szczerze, że początkowo zakończenie książki miało wyglądać zupełnie inaczej, niż zdecydowałam się w ostateczności umieścić w książce. Moja bohaterka to dusza romantyczki, zupełnie tak jak ja. Alice marzy o prawdziwym uczuciu, księciu na białym koniu i całej tej słodkiej otoczki. Tymczasem dowiaduje się, że miłość nie zawsze wygląda tak jak w filmach i niekiedy bywa trudna, a nawet bardzo trudna.
Słodka rewolucja to mój debiut, ale mam szczerą nadzieję, że opowieść Alice i Nathana spodoba się czytelnikom na tyle, że ponownie z ciekawością chwycą za moją twórczość. Jestem w trakcie pisania drugiego tomu i nieskromnie się przyznam, że nowa postać kobieca jest moją ulubioną bohaterką, którą do tej pory stworzyłam, a trochę ich już było. Będzie natomiast jeszcze więcej, bo to dopiero początek a nowych historii wciąż przybywa, czekają na swoją kolej.
Napisz komentarz
Komentarze