Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 4 maja 2025 23:03
Reklama

W ratuszu usłyszeli, że mają powrócić do swoich mieszkań, choć Nadzór Budowlany kategorycznie tego zabronił. Pogorzelcy z ul. Bojańczyka wciąż bez konkretnej pomocy

Podziel się
Oceń

W ratuszu usłyszeli, że mają powrócić do swoich mieszkań, choć Nadzór Budowlany kategorycznie tego zabronił. Pogorzelcy z ul. Bojańczyka wciąż bez konkretnej pomocy

Autor: Fot. B.O.

"Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego wydał zakaz mieszkania, Urząd Miasta kazał się wprowadzić do lokali nie uszkodzonych, właściciel nie chce się na to zgodzić nie wiadomo kogo słuchać..."- piszą mieszkańcy kamienicy przy ul. Bojańczyka, gdzie doszło do pożaru pod koniec stycznia

Przypomnijmy, 28 stycznia około godz. 3.00 w kamienicy przy ul. Bojańczyka doszło do pożaru. Ogień rozprzestrzenił się w mieszkaniu w którym nikogo nie było. Spłonęło oni doszczętnie, a mieszkańcy wspominają huk, który wyrwał ich ze snu, ratując życie. Na skutek tego zdarzenia uszkodzeniu uległy ściany nośne budynku co spowodowało, że Inspektor Nadzoru Budowlanego wydał decyzję zakazującą lokatorom powrotu do mieszkań.

"Wydaliśmy decyzję i tam określiliśmy, że w tych lokalach, gdzie jest zagrożenie dla zdrowia i życia nie powinni przebywać mieszkańcy. (...) Nie wiem w jaki sposób się posuwa wykonanie tej decyzji. Nakazaliśmy wykonanie robót i być może w części lokali te zagrożenia zostały już usunięte. Tam była wadliwa instalacja elektryczna we wszystkich lokalach. To stwarzało zagrożenie. (...) Jeden lokal uległ spaleniu. (...) Trzeba też sprawdzić kominy. Dopóki te prace nie zostaną wykonane, mieszkańcy nie mogą tam wrócić. Odpowiada za to właściciel, na nim spoczywa obowiązek zapewnienia lokatorom bezpieczeństwa. W tych lokalach, gdzie to zagrożenie zostało usunięte i właściciel podejmie taką decyzję, na jego odpowiedzialność mogą wrócić." - powiedział Cezary Tumiński, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego Miasta Włocławka

Nawe, gdyby sami lokatorzy zdecydowali się bez zgody właściciela powrócić do swoich mieszkań, wbrew zakazowi, woda i ogrzewanie w budynku są zakręcone.

Trudna sytuacja mieszkańców którzy mają małe dzieci, jedna z kobiet jest w zaawansowanej ciąży, tuż po pożarze zmusiła ich o ubieganie się o pomoc w ratuszu. Tam usłyszeli zapewnienia, że nie zostaną pozostawieni bez pomocy.

"Domicela Kopaczewska obiecała, że urząd nie zostawi nas bez pomocy, a dziś nam powiedziała że pomoc uzyskają tylko ci co maja decyzje z przed 2001 roku z AZK czyli pozostali wylądują na bruku, a i tak nie można mieć pewności że i oni naprawdę uzyskają pomoc "- słyszymy od lokatorów

Być może władze miasta wiedzą lepiej od lokatorów o postępie prac i do niektórych mieszkań można już wrócić? Skierowaliśmy więc swoje pytania do właściciela kamienicy:

Czy prace, które zostały zlecone przez Inspektora zostały wykonane, ewentualnie w jakim stopniu?

"Nie, żadne prace nie zostały wykonane, dlatego, że czekaliśmy na PZU. Dzisiaj (15 lutego) otrzymaliśmy od nich kosztorys i musimy przygotować swój kosztorys. Dzisiaj jesteśmy umówieni na godzinę 13:00 z firmą budowlaną, a jak pan wie na rynku jest z tym deficyt, i firma budowlana ma zobaczyć front robót, zrobić wycenę i jesteśmy wstępnie umówieni na poniedziałek, że zaczniemy działać. (...) Mówimy o całym obiekcie, ponieważ w całym budynku musimy wykonać te prace, żeby się sytuacja nie powtórzyła." - twierdzi właściciel budynku, p. Mariusz Zdrada

Czy ma Pan wiedzę, kiedy te prace miałyby zostać wykonane, jakiś przybliżony termin, kiedy mieszkańcy mogliby wrócić do swoich mieszkań?

"To dopiero firma budowlana może określić, ja nie będę wchodził w ich kompetencje, bo powiem, że za tydzień, a oni będą to robić trzy tygodnie. To pojawi się w mediach, a ja potem będę miał od lokatorów telefony." - dodaje pan Mariusz 

Wiem, że w pierwszych dniach po pożarze zapewniał Pan niektórym rodzinom hostel. To były bodajże trzy rodziny. Jak to obecnie wygląda?

"To były dwie rodziny. Jedna się przeprowadziła do swojej rodziny, a druga postanowiła wrócić, bo dostała zgodę na powrót do lokalu. Chyba pani Domicela Kopaczewska na spotkaniu powiedziała im, że mogą wrócić, nie czytając decyzji PINBu. Proszę zobaczyć.

"Orzeka się:

Nakazać współwłaścicielom nieruchomości zlokalizowanej przy ulicy Bojańczyka 15 we Włocławku usunięcie nieprawidłowości mogących zagrażać zdrowi lub życiu ludzi mieszkających w budynku przy ulicy Bojańczyka 15 we Włocławku tj. wykonanie robót obejmujących" rozbiórkę i wykonanie ściany dzielące lokale numer 3 i 4, rozbiórkę lub naprawę uszkodzonego sufitu podwieszanego w lokalu numer 2, uszczelnienie i uzupełnienie uszkodzonych trzonów kominowych, remont i naprawę uszkodzonej instalacji elektrycznej w budynku zgodnie z zaleceniami protokołu zbadanej instalacji elektrycznej. Do czasu usunięcia nieprawidłowości stanowiących zagrożenie dla zdrowia i życia w poszczególnych lokalach mieszkalnych zakazuje się ich użytkowania."

I właśnie Urząd Miasta powiedział, że tylko lokale 3, 4 i 2 jest wyłączony. A tutaj jest napisane

"Na podstawie oględzin i na podstawie przedłożonych protokołów z przeglądu należy stwierdzić, że budynek przy ulicy Bojańczyka 15 we Włocławku obecnie nie grozi zawaleniem, ale jednocześnie nie może być bezpiecznie użytkowany, gdyż może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi. I to właśnie jest cały sens tego pisma, które informuje na początku, że tylko lokale 2, 3 ,4, ale tu chodzi o budynek jako całość. Komin i instalacja elektryczna jest w całym budynku. Pan prezydent twierdzi, że chodzi tylko o lokale 2, 3, 4. Mogę nawet pokazać (pokazuje mess), lokator pisał do władz Prezydenta Włocławka Marka Wojtkowskiego: "Pisze pan, że możemy wchodzić do kamienicy, a kamienica jest przez Inspektora Nadzoru Budowlanego wyłączona z użytkowania. Odpowiedź: Nieprawda, tylko trzy mieszkania."- podsumowuje p. Mariusz Zdrada

Mieszkańcy, którzy zostali poinformowani przez ratusz, że mogą wrócić do mieszkań usiłowali wprowadzić się do nich. Właściciel nie pozwolił ze względu na decyzję nadzoru budowlanego. Doszło do niepotrzebniej awantury...

Mieszkańcy kamienicy po traumatycznym przeżyciu jakim jest pożar domu, a później konieczności pozostawienia dobytku i pozostaniu bez lokum z dnia na dzień, czują się traktowani przedmiotowo. W rozmowie z nami mówią o odbijaniu piłeczki i braku konkretnej pomocy ze strony miasta. Rodziny z którymi rozmawialiśmy wciąż podkreślają, że nie chodzi o darmowe mieszkanie, ale wynajem. Mając wiedzę o tym, że w zasobach miasta są wolne mieszkania na taka ewentualność (gdyby doszło do pożaru kamienicy należącej do Administracji Zasobów Mieszkaniowych) chcieli je (lub inne wolne) wynająć na czas remontu kamienicy przy ul. Bojańczyka.

Dziś pomieszkują kątem u swoich rodzin, często w warunkach utrudniających normalne funkcjonowanie. Jedna z rodzin mieszka u babci - w  kawalerce z dzieckiem (razem 4 osoby), druga rodzina - kobieta samotnie wychowująca trójkę dzieci znalazła schronienie u siostry - razem jest ich 8 osób i z braku miejsca śpią na podłodze, jedna z rodzin wciąż mieszka w hostelu. Choć obowiązek zapewnienia lokali niezaprzeczalnie spada według prawa na właściciela, to czy gdy sam właściciel nie jest w stanie finansowo podołać sytuacji, nie powinno tu zadziałać prawo współczucia do drugiego człowieka? Ocenę pozostawiamy Czytelnikom.


Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaAdvertisement
Reklama
Reklama